aktualności

Pogawędki o eksponatach
Nareszcie zrobiło się ciepło, czerwiec w pełni, a na łąkach trwają
Sianokosy
Na otaczających
Łęczycę łąkach – łęgach, jak pisał o nich Oskar Kolberg -
kilka razy w roku odbywało się koszenie traw. Dawniej robiono to
ręcznie przy pomocy kosy, a wysuszone siano dokładnie grabiono.
Zgrabne jego stożki rozstawione na rozległej przestrzeni, były
niegdyś nieodłącznym elementem naszego krajobrazu.
W słoneczne, wietrzne
dni można było obserwować częstego na łąkach gościa - diabła
Borutę kusego. Swój przydomek zawdzięczał krótkiemu,
niewydarzonemu ogonkowi, wyposażony był za to w duże skrzydła.
Dzięki nim potrafił szybko przemieszczać się nad łąkami i robił
przy tym gospodarzom psikusy. Rozrzucał bowiem starannie zgrabione
siano, czym zmuszał ich do dodatkowej roboty i powtórnego wysiłku.
Dziś koszenie traw odbywa się szybko, bo maszynowo. Zaś siano sprasowane w potężne bele, skutecznie zniechęca Borutę kusego do jakiejkolwiek aktywności. Próżno go dziś wypatrywać na podłęczyckich łąkach, o figlach tam przez niego czynionych nie wspominając.
Jadwiga Matusiak "Sianokosy", 1977
Stanisław Kopka "Diabeł Boruta kusy", 1980