diabeł Boruta

"Każdy ma swego diabła" - mówi polskie przysłowie.
Łęczycanie maja Borutę, który z naszym grodem związany jest na stałe od bardzo dawna. Na swoją
siedzibę obrał bies zamek królewski, który od sześciu prawie wieków, potężną sylwetką, góruje nad
miastem, a z powodu czerwonych ceglanych murów, widoczny jest z daleka.
Boruta wywodzi się z dawnych, przedchrześcijańskich
demonów leśnych, a imię swe bierze od boru. W późniejszym czasie zostanie wprowadzony do literatury
i zyska ogromną popularność. Dziś jest najbardziej znanym diabłem polskim, ale imię jego kojarzone
bywa zawsze z Łęczycą.
Miasto od dawien dawna położone wśród
podmokłych łąk i niedostępnych bagien, często osnuwały mgły i opary. Wśród nich Łęczycanie widywali
różnego rodzaju nieziemskiej istoty jak strzygi, zmory, południce i widma. Postacią pojawiającą się
jednak najczęściej był diabeł Boruta.
Czart ten,
niesłychanie sprytny przebiegły, potrafi w zależności od działalności, miejsca i sytuacji, w której
przyszło mu działać - przybierać różne postaci. Jako "szlachcic" w kontuszu i z szablą przy
boku spaceruje po zamkowym dziedzińcu. W postaci "sowy" pilnuje lochów w zamku i skarbów w
nich zgromadzonych. Jako ptak z ogromnymi skrzydłami widywany bywa na podłęczyckich łąkach, a ludzie
mówią wtedy o nim: "błotny". Jako Boruta "topielec", przyjmuje kształt wielkiej ryby z
rogami i pojawia się w wodach Bzury. Boruta "czarny" z ogonem i widłami krąży w pobliżu
romańskiej kolegiaty w Tumie. W tumanie kurzu na polnych drogach tańczy Boruta "wietrny", zaś
Boruta "bartnik" podkrada pszczelarzom miód z uli. Boruta "młynarz" mieli mąkę w
opuszczonym młynie, zaś Boruta "koń" galopuje nocami po polach. Te i inne wcielenia diabła
Boruty można oglądać na stałej wystawie etnograficznej, noszącej tytuł: "Diabeł Boruta we
współczesnych rzeźbach i legendach". Poprzez specjalny dobór i ustawienie rzeźb zilustrowano na niej
najpopularniejsze opowieści o tym diable, m.in. o początkach historii Borty w Łęczycy, budowie
kolegiaty w Tumie, o diabelskiej majówce. Wystawę zaaranżowano w specjalnej dekoracji, tematycznie
nawiązującej do zabytkowych budowli i charakterystycznego krajobrazu łęczyckiego. Na ekspozycji
prezentowanych jest 170 rzeźb z liczącej ponad 400 eksponatów naszej, najbogatszej w Polsce
muzealnej kolekcji figur o tematyce demonicznej. Powstawała ona na przestrzeni ostatnich 50 lat
i składają się nań głównie prace łęczyckich twórców ludowych, choć mamy w zbiorach również rzeźby,
pochodzące z innych regionów kraju. Najwięcej jest rzeźb wykonanych w drewnie lipowym lub topolowym,
ale są także diabły ceramiczne, kamienne i kute z żelaza. Najmniejsze mają kilka centymetrów,
największa blisko 2 m. Diabły z naszej muzealnej kolekcji oglądać też można na wystawach czasowych
organizowanych w kraju i zagranicą.
CZARCIE ZALOTY
Pewna dziewczyna z podłęczyckiej wsi nie
miała wcale powodzenia, choć urody Jej nie brakowało. Na zabawach i potańcówkach żaden z chłopców nie prosił jej do tańca, ciągle
podpierała ściany, aż ludzie się z niej podśmiewali.
Któregoś dnia
umalowała się, wystroiła i poszła na zabawę. Wchodząc na zatłoczoną salę powiedziała
sama do siebie:
- Jak mnie znowu nikt nie poprosi do tańca, to chyba sam diabeł Boruta
mnie weźmie.
W czasie zabawy dziewczyna jednak sama stoi i nikt nie kwapi się z nią
tańczyć. Nagle dzieje się cud! Na sali pojawia się jakiś nieznajomy mężczyzna,
kłania się nisko przed dziewczyną i prosi ją do tańca. Raz, potem drugi, bawi się z
nią
przez cały czas, wreszcie odprowadza do domu. Na drugi dzień kawaler
ten przychodzi do dziewczyny do domu, na trzeci także. Za trzecim jednak
razem, kiedy mężczyzna wychodzi i przekracza próg, matka dziewczyny zauważa, że
zamiast nogi ma on końskie kopyto.
- Rzeczywiście - potwierdza to dziewczyna w czasie
następnej wizyty kawalera, który w międzyczasie już się oświadczył i nalega na szybkie
wesele.
- To musi być diabeł - decydują dziewczyna z matką i udają się po radę do
księdza.
Ksiądz bierze kropidło, ukrywa się w domu dziewczyny i czeka na
kawalera. Ale ten coś wyczuł, nie wchodzi do mieszkania, nie pojawia się tak, jak
zwykle.
- Co się z nim stało? - zastanawiają się wszyscy
- Może wszedł do
komina? - Ksiądz bierze kropidło w rękę i zaczyna święcić w kominie.
Rozlega się wielki
rumor, hałas okropny i nagle z komina wyjeżdża diabeł, tak jakby go ogień w tyłek
palił. l więcej się już u dziewczyny nie pokazał, a ona na zabawach znowu sama
ściany podpierała.
PIĄTKOWSKA
MAJÓWKA
Trzynastego w piątek wybrał się diabeł Boruta na
majówkę do Piątku. Piwa i jadła było tam dosyć, więc czart dobrze sobie podpiwszy,
postanowił zabawić się z jakąś piękną panną. Przedtem jednak schował swój ogon
pod długą marynarką, a widły wcisnął do rękawa, bo nie chciał urodziwej
panny diabelskimi atrybutami zbyt szybko przestraszyć. Kapela jednak skocznie
grała, Borucie w tańcu ogon się opuścił, a widły na podłogę upadły. Panna
zobaczywszy co się stało, nie straciła rezonu, tylko sztachetę z płota wyrwała
i okładając nią Borucie boki, pogoniła aż pod samą Łęczycę. Długo
jeszcze pamiętał Boruta tę piątkowską majówkę. Panna zaś, jak wieść niesie,
nigdy za mąż nie wyszła. Kawalerowie w całej okolicy choć podziwiali jej urodę, bali się
jej silnej ręki.
DIABELSKIE PIENIĄDZE
Pewnego razu kilka
dziewcząt wybrało się do łęczyckiego parku. Usiadły na ławce, rozmawiają, przyglądają
spacerującym ludziom. Nagle w alejce pojawia się elegancko ubrany mężczyzna. Przechodzi
obok nich raz i drugi, w końcu uśmiecha się i zagaduje. Zaprasza je na spacer wokoło
parku, a za fatygę obiecuje pieniądze. Żadna z dziewcząt nie ma jednak ani odwagi
ani chęci na przechadzkę. W końcu jedna z nich, najbardziej odważna -
decyduje się. Obchodzą park wokoło, mężczyzna proponuje jeszcze przechadzkę
tumską drogą, ale dziewczyna nie ma już na nią ochoty.
- Mam ci zapłacić,
żebyś poszła? - pyta mężczyzna.
A ona na to:
- Możesz zapłacić, a możesz nie,
jak chcesz.
Wtedy on z woreczka, który cały czas trzymał w ręku wyciąga
pieniądze. Dziewczyna wygładza rękoma swój fartuszek i nadstawia go. Mężczyzna
wsypuje w niego pieniądze i odchodzi w stronę Tumu. Dziewczyna wraca do
koleżanek, a one śmieją się i żartują z jej kawalera, a nawet go przezywają, i
nagle dziewczyna z przerażeniem spostrzega, że w fartuchu zamiast pieniędzy
ma same końskie boby. Wtedy wszystkie przestają się śmiać i uświadamiają sobie,
że ten elegancki pan
- to nie żaden pan, tylko sam diabeł
Boruta. Spoglądają w stronę, gdzie poszedł, ale tam już nie ma
nikogo. Słychać tylko szyderczy śmiech, a później zalega cisza i po diable
nie ma już śladu.
SPOSÓB NA
DIABŁA
Woźnice i stangreci, którzy dawniej we dworach i majątkach
końmi powozili, zwani byli potocznie "foćmanami". Stanowili oni pewną, zamkniętą
grupę ludzi, kierującą się własnymi normami i postępującą według własnych
zwyczajów, nie zawsze zrozumiałych dla innych. Któregoś dnia pewien szlachcic
z Grabowa wczesnym rankiem jechał do Łęczycy. Wiózł go po raz pierwszy, młody,
niedoświadczony jeszcze foćman. Kiedy powóz dojeżdżał pod kościół w Błoniu, konie nagie
dęba stanęły, zaczęły rzucać pyskami, parskać i niespokojnie walić kopytami w
ziemię.
- Co się stało? - pyta zniecierpliwiony szlachcic.
- Nie wiem, ale konie
nie chcą iść dalej - odpowiada foćman i schodzi z siedzenia.
Ogląda powóz, wszystko w
porządku, na drodze też nic nie leży. A konie w dalszym ciągu niespokojne, nie chcą iść
dalej.
- Zrób coś - denerwuje się pan - musimy Jechać dalej.
A był taki zwyczaj,
że każdy foćman, kiedy wyjeżdżał pierwszy raz w drogę, przed podróżą miał obowiązek zrobić
na ziemi, przed końmi znak krzyża. Młody woźnica nie dopełnił tego zwyczaju i został za to
ukarany. Przy drodze, w krzakach siedział diabeł Boruta i tylko czekał na takich
zapominalskich woźniców, którzy przed wyjazdem nie dopełnili swoich foćmańskich
obowiązków. Karał ich zatrzymywaniem pojazdów i uniemożliwiał dalszą jazdę. Lecz
ten woźnica wiedział na szczęście co robić. Szybko zdjął but. wyciągnął owijkę, którą miał
na nodze. Uderzył butem w dyszel, każdemu koniowi przejechał owijką po czole. Ledwo zdążył
wskoczyć na wóz, bo konie już ruszyły do przodu.
BORUTA PILNUJE PODZIEMI ZAMKU
Pod
zamkiem w Łęczycy miały być podziemia, tunele, których Boruta pilnował. Mówili, że z
tumskiego kościoła był tunel do Łęczycy, bo do kościoła tamtędy Jeździli. W razie
wojny ludzie chowali się do tego tunelu i tam skarby gdzieś wszystkie pod
zamkiem umieścili, i teraz ludzie mówią, że tam trudno się dostać. Bo przecież każdy
musiał coś robić, żeby się zabezpieczyć. Diabła tam postawili, bo kto
pieniądze zakopuje, to diabłu oddaje. Jakby kto wiedział te ich zaklęcia, to może by i
znalazł, a tak to nie.
O DWÓCH
BRACIACH, CO SZUKALI SKARBÓW BORUTY
Na zamku skarby muszą
być. Było faktycznie takie zdarzenie, że jacyś bracia Jasińscy jeszcze przed
wojną dobierali się do tych skarbów. Chcieli je wykopać. Była z nimi i siostra ich,
która ocalała. Pomagała im. Oni zostali przysypani. Już, już mieli te
skarby
wydobyć, ale jeden z nich się odniósł:
"No do diabła, pośpiesz się, no bo przecież
tu dzień nastanie, a ty się opóźniłeś".
I wtedy, gdy to wypowiedział "do diabła"
został przysypany, ich groby są na cmentarzu łęczyckim, gdzie na nagrobkach
pisze, że zginęli śmiercią tragiczną w poszukiwaniu skarbów
Boruty.
JAK BORUTA RZUCAŁ ZA MNĄ
PECYNAMI
Miałem jeszcze drugie, spotkanie z
Borutą. Przechodziłem raz koło kapliczki, gdzie mówili, że
straszą. Widzieli tam świniaka, a to kozę, a to cielaka. Ja wtenczas nie
widziałem nic takiego specjalnego, ale za mną zaczęło coś rzucać pecynami,
grudami
ziemi. To było w zimie, więc myślałem z początku, że to któryś z kolegów
gdzieś się przyczaił i dla żartów na mnie rzuca. Powiedziałem więc tylko:
"Czego rzucasz?". Uderzyć mnie to nie uderzyło. I niby na tym się skończyło. Ale
później kiedyś znów wracam w lecie, w nocy to było. Maj. I tak sobie pomyślałem:
"Zawsze mówią, że tutaj straszą". Oglądam się czy ten strach wyjdzie. Znów ta
sama historia. Za mną bęc, bęc jedna, druga, trzecia pęka. Stanąłem i mówię: "Jeżeli
masz do mnie jakaś sprawę do załatwienia, to przecież w ten sposób nie
zaczynaj, tylko proszę wyjść i pokazać się, czego chcesz ode mnie". Ale niestety nie było
nic. Na drugi dzień z ciekawości, bo to blisko mojej wsi było, poszedłem
zobaczyć, czy faktycznie tam będą
jakieś ślady. Niestety żadnych śladów nie było, a
jednak słyszałem, że coś rzuca za mną.
BORUTA NA BAGNACH
ŁĘCZYCKICH
W czasie okupacji mój dziadek często łowił ryby na
bagnach, na podrywkę. Jednego razu też łapał. Było już koło północy, księżyc
świecił, jasna noc była. W tym momencie po drugiej stronie kanału, gdzie
łapał, zobaczył dziadek, że po wodzie pływa
jakiś kot czy coś i zaczyna miauczeć. Niby to
lata po wodzie, niby na brzeg wyskakuje i miauczy. Dziadek nie wiedział co to,
chciał wypłoszyć to dziwne zwierzę. Zaczął rzucać torfą. Niby je wystraszył,
ale co dziadek przesunie się w jednym kierunku, to
i zwierzę za nim. W końcu
dziadek nie wiedział co zrobić i strach go obleciał. Tu musi coś
straszyć. Odwrócił się, wyjął podrywkę z wody i przeżegnał się. Dziwny kot tylko
chlupnął do wody, a dziadkowi strach jakby ręką odjął.
Anna Dłużewska - Sobczak